Jako że moje spotkanie z maszyną do
szycia rozpoczęło się dokładnie kilka miesięcy temu, uprzejmie
upraszam o wyrozumiałość względem moich zdolności.
Jak przystało na początkującego
bloggera, mój pierwszy wpis uatrakcyjniam parkową sesją zdjęciową
przedstawiającą dzieUo rąk moich, czyli sukienkę a'la lata 50.
Żądza posiadania takiej sukienki
zakwitła we mnie po obejrzeniu kreacji Dity von Teese, choć
przyznam, że moja kieca to dosyć swobodna interpretacja daleka od ideału. Głównie
z powodu braku odpowiedniej ilości tkaniny i nierozwiniętych jeszcze mocy krawieckich ;)
Zdjęcie znalazłam na blogu longredthread :
Moja wersja:
made by: LEMOOR |
Sukienkę
uszyłam na bazie modelu 128 z Burdy 10/2012.
Miała być w
zasadzie nieco luźna w górnej partii, więc zrezygnowałam z
zaszewek z przodu i z tyłu, zamiast tego bok wykroju od pachy do
talii ścięłam tylko pod skosem. Powiększyłam dekolt, dodałam
kołnierz, który jednak nie okazał się najlepszym pomysłów
(albo go poprawię, albo odpruję), rękaw zakończyłam przed
łokciem, spódnicę skróciłam nieco tak, że kończy się za
kolanem.
made by: LEMOOR |
made by: LEMOOR |
Tkanina to, a jakże, tweed i muszę przyznać, że zakochałam się w nim od pierwszego szwu.Wrodzone lenistwo nie pozwoliło mi jednak dodać podszewki, więc czasami „gryzie”.Generalnie stylizacja jest bardzo codzienna, ale przy innych dodatkach sukienka nabiera elegancji.
Nie nawykłam do
pozowania, więc błagam o wybaczenie marności modelingu. Poza tym
mój osobisty fotograf jeszcze nie jest obeznany z techniką
czynienia takich zdjęć, ale... liczy się efekt :D Jakimś
magicznym sposobem nie uchowało się zdjecie bez sweterka.
Po jakże
wyczerpującej sesji zdjęciowej wróciliśmy do domu, gdzie
zajęliśmy się obiadem, czyli rybą w cieście drożdżowym.
Zasadniczo mało
przejmuję się czymkolwiek. Więc kiedy otworzyłam piekarnik i
prawie popłakałam od jakiegoś gryzącego powietrza, stwierdziłam
jedynie, że nie będę piekarnika otwierać póki nie skończę
piec. Mój Mężczyzna jednak przejął się gryzącym powietrzem i
po niedługim czasie wyjął z wnętrza piekarnika bardzo mocno
spaloną grzankę.
Okrzyknięty
został bohaterem, na co z żalem stwierdził, że kiedyś facet
musiał zabić smoka albo wygrać walkę by być bohaterem.
Na moją jednak
logiczną uwagę, że jakie czasy taki bohater, obruszył się.
Bądź więc
kobieto mądra i uważnie chwal swego mężczyznę.
~ lemoor ~
No no, super! :D
OdpowiedzUsuń