Oczywiście chodziło o poprawki, które niestety nie są najpilniejszą potrzebą.
Początkowo miała mieć wpuszczane kieszenie, nawet powstały, były doszyte, ale materiał po temu nie służył i wyglądały nieco...dwuznacznie. Przynajmniej dla mnie.
Upraszam o wyrozumiałość w kwestii zdjęć, niedużo ich, a tło dla mojej kreacji stanowi przeurocza klatka schodowa w bloku psiapsióły. Zachciało mi się dramatu.
Tkaniny nie potrafię nazwać, taka sztywniejsza żorżeta? W każdym razie przeznaczona na nie wiadomo co, w związku z tym nie do końca nadawała się na taką spódnicę. Od czego jednak są wyzwania i upór?
Model wzięłam z którejś Burdy, ale ponieważ było to jakiś czas temu, a ja nie należę do systematycznych i uporządkowanych, nie wiem który i z której. Krojem przypomina spódnice z lat 50., moje ulubiony. Na dole koronka jako wynik impulsu. Z tyłu widoczny zamek w kolorze "brudnego złota". Tak to nazwijmy, nie roztrząsajmy.
Spódnica wymaga lepszej oprawy w postaci odpowiedniej bluzki, ale ona jest dopiero w planach. Poza tym kolor w sumie nie pasuje do niczego :D Ale jest ujmujący.
Co do gorączki poniedziałkowej nocy napiszę tylko, że sąsiedzi tak jak mnie nie lubili, tak znielubili mnie bardziej, bo nic tak nie urozmaica mroku nocy jak stukot maszyny. Powstawała okładka na kalendarz okazjonalny.
Jeśli wierzyć obdarowanej, prezent okazał się udany.
Wzór okładki ściągnęłam stąd. Świnki to naprasowanka wykonana "domowo". Jak? Szczegóły tutaj.
Pora na prezentację:
Koniec prezentacji.
Sama bym taki chciała :)
OdpowiedzUsuń